Z redakcji do pracowni krawieckiej
data dodania: 28.03.2022
Z redakcji do pracowni krawieckiej

Jak to jest przesiąść się zza ekranu komputera do stołu z maszyną krawiecką? Wymienić klawisze na ściegi, a pisanie o rzeczywistości na działania pełne kreatywności i pobudzania wyobraźni? Przekonałam się o tym jakiś czas temu, kiedy zostałam zaproszona do poznania działalności pracowni krawieckiej w Domu pod Cisem.

Kilka słów o mnie

Jestem Nikola, studiuję filologię polską o specjalizacji dziennikarskiej, a właściwie kończę swoją drogę ze studiami, powoli zbliżając się w stronę obrony, ale my nie o tym… Od miesiąca odbywam praktyki w Domu pod Cisem. Jestem osobą  „od pisania”. Piszę teksty, informacje. Zajmuję się prowadzeniem strony internetowej. Pewnego dnia w ramach poznania działalności miejsca, w którym mam spędzić najbliższe kilka miesięcy, odwiedziłam pracownię krawiecką Domu pod Cisem.

Przygoda z krawiectwem

Po przekroczeniu progu, zobaczyłam maszyny, materiały, wykroje, guziczki, zamki – zaczarowany świat, w którym zawsze chciałam być. Od dziecka uwielbiałam prace ręczne. Szyłam ubranka dla lalek, torebki, dodatki, a nawet przerabiałam własne ubrania, które – uwaga – nawet nosiłam. Bycie krawcową było moim dziecięcym marzeniem, którego nie spełniłam. Wchodząc do pracowni, pomyślałam: „Chcę tu być”. Wróciłam wspomnieniami do czasu, w którym cięłam stare firanki i przerabiałam na suknie ślubne dla moich Barbie. Widząc mój entuzjazm, Pani Ela – instruktorka, która uszyć potrafi wszystko, zaproponowała mi dzień w pracowni, żebym poznała tę pracę „od podszewki”. Już w następnym tygodniu zjawiłam się u niej zwarta i gotowa, czekając na wręczenie mi igły. Nie było jednak tak łatwo. Zaczęłyśmy od wstępnego szkolenia BHP, zapoznania ze sprzętem, wyjaśnienia podstawowych technik. Słuchałam dzielnie, ale stąpałam z nóżki na nóżkę, czekając na moment, w którym siądę za maszyną. No i w końcu nadszedł. Dostałam próbki materiałów do ćwiczeń i zaczęłam poznawać się z sympatycznym owerlokiem, który ma za zadanie robić wykończenia materiałów, obrzucając i zabezpieczając krawędzie przed strzępieniem. To było to. Pierwsza profesjonalna maszyna w moich rękach i pierwsza zrobiona na niej torebeczka. Kolejnym zadaniem, które dostałam było przygotowanie pasków materiału z odzysku, z których miała powstać piękna, eko pufa. Dlaczego eko? Pracownia zajmuje się szyciem i tworzeniem nowych rzeczy, z rzeczy starych. Tkaniny, mające zostać wyrzucone, dostają nowe życie i zachwycają. Jedna z pracownic, Pani Asia w tym czasie już zajmowała się tworzeniem pufy na szydełku. Kolejny krok – maszyna mająca kilkanaście przeróżnych ściegów. Poćwiczyłam pracę na tym urządzeniu i wtedy Pani Ela dała zadanie specjalne: samodzielne przygotowanie poduszki. Po kolei wytłumaczyła jak powinna wyglądać i zaczynamy działanie. Najpierw przygotowanie tkaniny, pranie, prasowanie. Przygotowanie wymiarów i wykrój specjalnym nożem na macie z rozpisanymi miarami. Następnie znów usiadłam do owerloka – tym razem sama. Obszyłam materiał dookoła, zostawiając tylko małą przerwę na włożenie wypełnienia. Poduszka wypełniona i zszyta mogła zostać włożona do niezwykłej poszewki zrobionej z wełny. Wyszło pięknie, a ja byłam bardzo zadowolona. Niestety, mój czas w pracowni dobiegł końca i musiałam się pożegnać. Wrócić do komputera, żeby to wszystko opisać. Znów guziczki, ale nie takie do przyszycia, a do klikania.

Powrót do rzeczywistości

Dzień w pracowni był niesamowitym przeżyciem. Wszystkie znajdujące się tam rzeczy zostały zrobione ręcznie przez pracujące tam panie. Zachwycały i robiły ogromne wrażenie. Dodatkowo, nie były one zrobione z rzeczy z nowych, a używanych. Każda z nich miała swoją historię, a zespół twórczych kobiet wykorzystywał pokłady kreatywności, żeby ich historia jeszcze się nie kończyła. Wszystkie można zobaczyć w Sklepie Społecznym w Domu pod Cisem i w mediach społecznościowych, więc jeśli nie macie możliwości, żeby usiąść za stołem z maszyną krawiecką, to usiądźcie za ekranem komputera i koniecznie wejdźcie w ten zaczarowany świat.

 

Nikola Przybysz